piątek, 27 września 2013

Edukacja kijem, wychowanie batem

Na jednym z mainstreamowych portali przeczytałem dzisiaj ciekawy artykuł, opowiadający o problemie z którym ostatnio borykają się Chińczycy. Mowa o braku kultury. Swego czasu było o tym bardzo głośno, m.in. za sprawą tego incydentu. Każdy, kto kiedykolwiek natknął się na chińskich turystów z pewnością wie o czym mówię, że nie wspomnę o tych, którzy odwiedzając Państwo Środka mieli wątpliwą przyjemność doświadczyć ze strony miejscowych chamstwa w skali masowej. Żeby było jasne, Chińczycy potrafią być serdeczni, uśmiechnięci i szczodrzy jak mało kto. Niestety, na ulicach, gdzie łatwiej zachować anonimowość, nikt nie próbuje silić się na kulturę. Ciągłe przepychanie się, niemal fizyczna walka o miejsce w środkach komunikacji, ignorowanie przepisów, nie ustawianie się w kolejki, nieustanny hałas, palenie dosłownie wszędzie, załatwianie potrzeb fizjologicznych gdzie popadnie - to tylko niektóre przykłady żywcem wyjęte z tutejszej codzienności. Władze problemem zaczęły interesować się szerzej dopiero przy okazji pekińskiej Olimpiady. Wtedy to zaczęto wydawać mieszkańcom stolicy instrukcje jak powinni się zachowywać(sic!), a nawet straszono mandatami za chodzenie po ulicy w piżamie lub z odsłoniętym brzuchem. Co ciekawe, te nieokrzesane nawyki próbowano nawet wówczas tłumaczyć jako taki miejscowy zwyczaj. Łatwo w ten sposób usprawiedliwiać braki w wychowaniu, ciekaw jednak jestem czy oddawanie moczu w metrze to też jakaś część bogatej przecież chińskiej tradycji? W 2010 roku, przy okazji EXPO w Szanghaju, nastąpiła kontynuacja uczłowieczania Chińczyków. Ci co tam byli, widzieli efekty a raczej ich brak. Teraz chiński rząd boryka się z nowym problemem. Mieszkańcy Państwa Środka coraz szybciej się bogacą, a co za tym idzie, coraz częściej i w coraz większej liczbie organizują sobie wczasy za granicą, ciekawi świata poza Wielkim Murem. Niestety, swoim zachowaniem przysparzają sporego bólu głowy dysydentom, którzy doskonale zdają sobie sprawę jaki ich rodacy pozostawiają po sobie wizerunek. Wizerunek, który szkodzi przecież całemu narodowi! Dlatego też, czujny chiński rząd już podjął kroki w celu zapobiegania dalszego rozprzestrzeniania się chamstwa wśród urlopujących za granicą ziomków. Chętnie bym temu pomysłowi przyklasnął, gdyby nie jego forma, a ta jest typowa dla mentalności chińskich władz i całego społeczeństwa w ogóle, czyli - działania doraźne. Jak inaczej można nazwać wydawanie podręcznika, w którym instruuje się plebs jak ma się zachowywać poza granicami kraju? Logicznie myśląc, jeśli komuś nie wstyd zrobić kupę na środku chodnika w biały dzień, to raczej nie będzie przejmował się jakimiś tam instrukcjami, nieprawdaż? Ale i na to znajdzie się sposób, dlatego też chińskie władze postanowiły posunąć się krok dalej. Według artykułu, najbardziej chamscy turyści mają zacząć trafiać na czarne listy sporządzone przez agencje podróżnicze, a recydywiści mogą nawet przestać być obsługiwani przez agencje turystyczne. Jakiś urzędas zasugerował nawet, że wskazane byłoby donoszenie na najbardziej upierdliwych. Czy to nie brzmi jak jakaś paranoja? Każdy, kto ma choć odrobinę rozumu łatwo dostrzeże, że są to działania powierzchowne, służące nie likwidacji źródła problemu, a raczej jego tłamszenia. Chińczycy mają dziwną skłonność do usuwania skutków, nie przyczyn. Jeżeli chce się wyedukować społeczeństwo na jakikolwiek temat, to powinno zacząć się od podstaw - "oddolnie", że tak to ujmę, a nie odgórnie, za pomocą nakazów i zakazów. Tylko czy dysydenci z Państwa Środka umieją rządzić inaczej niż kijem i batem? A może lepiej, że reagują w jakikolwiek sposób niż w żaden? Jaka jest Twoja opinia?

Oto link do wspomnianego wyżej artykułu.

A tu i tu linki dla tych, którzy po kliknięciu w odsyłacz do filmiku z ławką żądni są większej ilości wrażeń związanych z chińską codziennością. TYLKO DLA ODWAŻNYCH!

środa, 29 sierpnia 2012

Lustereczko, powiedz przecie...

Oto co wysmarowała jedna z moich podopiecznych podczas lekcji angielskiego. Tematem zajęć były części twarzy, a zadaniem milusińskich było narysowanie portretu sąsiada i otagowanie go. Przyjrzyjcie się uważnie częściom twarzy na poniższym rysunku ze szczególnym uwzględnieniem zębów...


Tak, zgadza się - szczerość dzieci nie zna granic! Annie bardzo poważnie potraktowała swoje zadanie i opisała wszystko jak widzi. Dobry Boże, całe szczęście że nie zdecydowała się na rysowanie mojego portretu... :)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Engbanboy

Kolejna już, mało udana próba podrobienia znanego szyldu? Skąd! Engbanboy, to już niemal uznana marka w Chinach, wszak dysponują rozległa siecią butików w całym kraju. W samym Xiamenie widziałem już conajmniej dwa lub trzy sklepy tej franczyzy.


Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości - sprzedaż Playboya, oraz innych tego typu pism, jest w Chinach zakazana. Skąd więc taka popularność odzieży i obuwia sygnowanej tą marką? Dla mnie pozostaje to zagadką... o_O

Tesco

Chińczycy - mistrzowie w podrabianiu (gdzie określenie "mistrzowie" niekoniecznie odnosi się do jakości wyprodukowanych podróbek) i odcinaniu kuponów, atakują ponownie. Tym razem "ofiarą" padła znana angielska sieć hipermarketów:



Jednak tym razem Chińczycy wykazali się nie lada kreatywnością, która - zapewne - zdążyła już zadziwić nawet ich samych. Diabeł tkwi w szczegółach. Chińskie tłumaczenie nazwy marki Tesco to 乐购, co oznacza tyle co szczęśliwe zakupy. Natomiast na powyższym szyldzie widnieje chiński napis 优乐购, niejako tłumaczenie oryginalnej nazwy sklepu, wzbogacone jednak o znak 优, który oznacza mniej więcej tyle co wyborny. A więc udając się do powyższego sklepu, nie mamy prawa oczekiwać niczego innego jak tylko wybornie szczęśliwych zakupów, a więc nawet jeszcze lepszych niż w oryginalnym markecie. No cóż, ponoć reklama dźwignią handlu.

sobota, 28 lipca 2012

Rozmówki polsko-chińskie [14]

Rozmowa z pewnym mało rozgarniętym kierowcą podczas jazdy taksówką:

[Kierowca] - A ty skąd jesteś? - standardowe pytanie. Potem było już jednak mniej standardowo. Dla dobra opowieści nie będę sztywno trzymał się porządku rozmowy :)
[Ja] - Z Polski.
[K] - To daleko stąd?
[J] - Yyy, no daleko.
[K] - A jak daleko?
[J] - No, nie wiem, ale bardzo daleko. Polska. Nie wiesz gdzie to jest?
[K] - Nie wiem.
[J] - No w Europie.
[K] - ...
[J] - (zdziwienie) Wiesz chyba gdzie jest Europa...?
[K] - (zakłopotany) Bo, my tu raczej nosa poza Chiny nie wystawiamy...
[J] - (zrezygnowany) ...
[K] - A ile u Was kosztuje wieprzowina?!
[J] - Wieprzowina?? Yyy, nie wiem, ale na pewno drożej niż tu...
[K] - A kurczaki, kaczki i ryby?
[J] - Co?!
[K] - A kurczaki, kaczki i ryby, no. Czy u was takie same są jak u nas??!
[J] - (zdziwiony) Oczywiście... oczywiście, że tak. Takie same.
[K] - Jeszcze jedno. A... a czy wy... a czy u was dzień też ma 24 godziny???!!!
[J] - ...

Cdn.

sobota, 21 lipca 2012

Park Kultury Kolei - odnowiony szlak kolejowy

Niedaleko naszego miejsca zamieszkania mieszczą się nieużywane już od dłuższego czasu tory kolejowe. Szyny rozciągają się od stacji kolejowej Xiamen (Centralne) aż do Przystani Pokoju ( 和平码头 ). W czerwcu ubiegłego roku władze miasta wyremontowały tą trasę przeobrażając ją w Park Kultury Kolei ( 铁路文化公园 ). W ten sposób nieużywany i zupełnie dotychczas nieprzydatny obiekt przeistoczył się nie tylko w unikalny w swoim rodzaju park, dostarczając okolicznym mieszkańcom miejsca do spacerów, spędzania czasu, edukowania wiedzy nt. miasta i jego linii kolejowej, ale również i ciekawą atrakcję turystyczną. Sąsiadujący z parkiem Chińczycy lubią przechadzać się torami dawnej kolei,zabierają tu swoje pociechy, uprawiają jogging, gromadzą się spędzając czas z przyjaciółmi, przychodzą pogłębiać swoją wiedzę o okolicy, używają ścieżki jako skrótu, a nawet szukają pożywienia (podczas mojej pieszej wycieczki spotkałem pana, który zbierał żywe cykady - tak, oni to jedzą! niestety uciekł zanim mu zdążyłem zrobić zdjęcie), a turyści szwendają się i pstrykają zdjęcia (tak jak ja :)).

Park podzielony jest na cztery strefy:
铁路文化区 (Strefa Kultury Kolei, 850m dł.);
民情生活区 (Strefa Życia Codziennego, 1040m);
风情体验区 (Strefa Doświadczania Życia, 1382m);
oraz 都市休闲区 (Strefa Miejskiego Wypoczynku, 550m).

Jedno z wielu wejść do parku znajduje się paręset metrów od nas, więc wchodzę na tory i skręcam w lewo, czyli na zachód, i udaję się trasą w tamtym kierunku.

Od czasu do czasu, na poboczu można natknąć się na altanki pod których dachem można wygodnie usiąść i się zrelaksować.

Tory na całej szerokości parku są wybrukowane, żeby wygodniej się po nich chodziło.

Cała droga jest również oświetlona latarniami, co bardzo pomaga w nocy, ponieważ w okolicy po zmroku jest tu naprawdę ciemno.

Na całej szerokości parku jest niesamowicie zielono. Hm, w sumie niby nic dziwnego, bo to w końcu park. Tak czy siak, dodaje to torom kolejowym pewnego uroku i tajemniczości. Za dnia grają tu cykady (o ile jeszcze wszystkich nie zjedzono!), a po zmroku można napotkać pałętające się gdzieniegdzie żaby.

Mniej więcej w tym miejscu park się kończy.

Po przekroczeniu jezdni powoli wchodzimy w obszar należący do stacji kolejowej.

Przed wejściem ostrzega nas tablica z kategorycznym zakazem, ale nie dajmy się zwieść - po prawdzie to droga ta używana jest przez lokalnych mieszkańców jako skrót.

Kilkaset metrów dalej znajdujemy się już na terenie czegoś w rodzaju zakładów naprawczych taboru kolejowego.

Możemy również podziwiać stojące na bocznych torach, ale w pełni jeszcze sprawne i aktywne chińskie lokomotywy.

Tak mniej więcej przedstawia się tabor xiameńskiej kolei.




Na zdjęciu jeden ze starszych, nieczynnych już modeli lokomotywy - odstawiony na boczny tor, za bramą (bali się, że ktoś ukradnie?).

Poruszając się dalej w tamtym kierunku dochodzimy do stacji kolejowej Xiamen. Nie ma sensu się dalej przedzierać, więc zawracamy i idziemy w drugą stronę.

Po tej stronie parku można spotkać decydowanie więcej odwiedzających.

Okoliczni mieszkańcy lubią spotykać się i relaksować w parku, niekiedy zjawiając sie tam całymi rodzinami.

W zależności od miejsca, tory są wyłożone kostką brukową, cegiełkami, drewnianymi panelami, wylane betonem, a czasami nawet pozostawione w stanie oryginalnym.

Co jakiś czas możemy napotkać porozstawiane po trasie mapki z naszą aktualną lokalizacją. Jednak gwarantuję, że i bez nich nie sposób się zgubić :)

Słup przy jednym z wejść do parku, niedaleko ogrodu botanicznego.

Fragment torów wbudowany w jezdnię, pomiędzy wejściami do parku, tuż przy botaniku.

Wejście do odnowionego i wyremontowanego tunelu. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu był on domem dla wielu bezdomnych błąkających się po okolicy, którzy urządzili sobie z niego sypialnię. Dziś jest odświeżony, a po nieproszonych gościach nie ma już w nim ani śladu.

Tunel nie jest długi (697m), a wydrążony jest w górze i prowadzi w pobliże Xiady. Jego wnętrze zdobią ścienne rzeźby z granitu...

... oraz podświetlane tablice opowiadające historię miasta i kolei.

Wylot tunelu prowadzi do 鸿山...

... z 鸿山 do 大生里...

... a z 大生里 aż na 民族路...

... a tuż przy 民族路 znajduje się przytulna kafejka Rendez vous...

 
Za 民族路 i Rendez vous znajduje się jeszcze skwer...

... a za skwerem tory przez ulicę prowadzą aż do Przystani Pokoju ( 和平码头 ), gdzie kiedyś, zapewne, towary dostarczane były szlakiem kolejowym do portu i ładowane na promy.

Łącznie, cały, nieużywany od ponad 30 lat, szlak kolejowy liczy sobie około 4.5km.

piątek, 13 lipca 2012

Dzień w Hong Kongu

A właściwie dwa dni, ale poniżej relacja tylko z jednego, ponieważ jakoś tak wyszło, że dnia drugiego nie było ani chęci ani czasu na pstrykanie fotek - w końcu nie po to się wówczas do Hong Kongu wybraliśmy. A wybraliśmy się po wizę dla Myni (perypetie opisane w poście pt. Kłopoty z wizą). O naszych problemach pisałem wcześniej, więc tym razem pominę ten wątek i skupię się tylko na przyjemnych rzeczach :)

Zwiedzanie Hong Kongu rozpoczęliśmy od przechadzki po Harbour i Alei Gwiazd. Za dnia można obejrzeć gwiazdy znanych chińskich aktorek i aktorów umiejscowione w płytach chodnikowych. Nocą, natomiast, odbywa się tutaj pokaz laserów.

Panorama drugiego brzegu zatoki.

Zapewne w tym miejscu każdy spodziewał się opisu i nazwy budynku na zdjęciu - niestety, muszę Was rozczarować. Zamiast tego będzie żart. Po angielsku.

There were two peanuts, walking down the street, and one was
assaulted.

...

 o_O

Tyle anegdot. Po spacerze czas na papu. Hongkondzka (na pewno tak to się odmienia?!) kuchnia fusion jest wyśmienita, a wybór jest przeogromny. Tym razem skusiliśmy się na kurczaka i wołowinę z serem. Pycha!

Szklane domy, czyli wieżowce, jakich w HK bez liku.

Pogoda naprawdę dopisywała, więc postanowiliśmy udać się na dłuższy spacer. Po drodze mijaliśmy naprawdę fajne widoki, no i oczywiście multum wieżowców.

Słynne dwupiętrowe autobusy, a zwłaszcza tramwaje są jedną z wizytówek Hong Kongu. Doskonale symbolizują też ducha tego miejsca - styl, nowoczesność połączona z tradycją i maksymalne wykorzystanie przestrzeni.

Po krążeniu wte i we wte bez bardziej sprecyzowanego celu, postanowiliśmy wybrać się gdzieś w jakimś bardziej określonym kierunku. Wybór padł na Wzgórze Wiktorii, na które udaliśmy się specjalnym tramwajem. Choć trzeba było przeczekać w kolejce blisko godzinę, to naprawdę było warto.

Na zdjęciu powyżej widok z tramwaju, którym wjeżdża się na szczyt wzgórza. Prawda, że niesamowity? Do tego dodam, że na szczyt wjeżdża się pod kątem miejscami większym niż 45 st. Normalnie szok.

A tak przedstawia się widok z samej góry. Mieliśmy sporo szczęścia, bowiem trafiliśmy akurat na piękne, błękitne, pogodne niebo. Panorama rozciąga się na niemal cały Hong Kong, niestety zdjęcie nawet w połowie nie oddaje tego zapierającego dech w piersiach widoku.

Wspólne zdjęcie musi być. Żeby potem nikt nie gadał, że nas tam nie było :)


A tak wygląda panorama po zapadnięciu zmroku. Zdjęcie trochę rozmazane, ale najlepsze jakie mam.

Z góry zeszliśmy już sami, z lenistwa (paradoks!) Nie chciało nam się stać w kolejce na tramwaj powrotny, więc postanowiliśmy zejść o własnych nogach. Trochę nas wyprowadziło na manowce, ale szczęśliwie znaleźliśmy przystanek autobusowy i środkiem komunikacji miejskiej jakoś wróciliśmy na dobrą drogę i do hostelu.

Następnego dnia było odsypianie, nerwy związane z otrzymaniem wizy, a potem poczucie ulgi i zakupy. Hong Kong jest drogi, ale znajdzie się tam sporo rzeczy, za które - w promocjach lub nie - zapłacić można nawet mniej niż w Chinach. No i w końcu tam udało mi się znaleźć od dawna poszukiwane Qingdao :)